Dzisiaj lekka recenzja produktu, który zainteresuje osoby nielubiące się opalać, a chcące uzyskać efekt ładnej opalenizny.
*
Kolastyna, Balsam samoopalający
Nie wiem czy pamiętacie ale swojego czasu na Waszych blogach pisałam, że nie używam samoopalaczy po dość przykrej przygodzie. W tamtym roku postanowiłam jednak zaryzykować i kupiłam jeden z myślą by nadać skórze "delikatną opaleniznę" z racji, że po prostu nie lubię się smażyć na słońcu, a nie chcę wyglądać jak trupek przy mojej opalonej mamie czy innych osobach użytkujących z plaży.
Muszę przyznać, że wśród wielu tego typu produktów w Rossmannie moją uwagę przykuł balsam Kolastyny. Niedużo się zastanawiając wrzuciłam go do koszyka.
Produkt znajduje się w brązowej, plastikowej buteleczce. Otwieranie na klik. Sam balsam świeżo po wyciśnięciu ma biały kolor.
W domu, po prysznicu i peelingu nałożyłam go na ciało dbając by nigdzie nie było go za dużo. Zależało mi bowiem na delikatnym efekcie, a nie smugach i wściekłym pomarańczu :D.
Następnego dnia zaobserwowałam, że skóra delikatnie się przyciemniła, nigdzie nie zauważyłam smug. Powtórzyłam aplikację w odstępie kilku dni. Niestety robiłam to już w mniej oświetlonym miejscu i w efekcie znalazłam później kilka smug na wewnętrznej stronie lewej ręki. Ale poza tym... muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona. Skóra jest delikatnie 'zabrązowiona', nie jest pomarańczowa ani nie wygląda sztucznie. Dodatkowo balsam ma ładny zapach i zostawia skórę nawilżoną.
Oczywiście z biegiem czasu efekt będzie zanikać, a co dopiero gdy wypeelingujemy ciało ;). Niemniej jednak należy pamiętać, że jest to zdrowsza opcja w porównaniu do smażenia się na słońcu przez kilka godzin, co przyspiesza starzenie skóry, wysusza ją i naraża na chorobę.
Kochani! Nic dodać, nic ująć. Był to praktycznie najtańszy balsam stojący na półce i cieszę się, że się na niego zdecydowałam bo spełnił moje oczekiwania. Zapłaciłam za niego niecałe 12 zł, jego pojemność wynosi 250ml.
Kochani, chciałabym razem z Tofi i Ignacym życzyć Wam zdrowych, radosnych Świąt spędzonych w rodzinnej atmosferze.Aby słodkości poszły nam w miejsca, które sobie wybierzemy! :D :*
Ja mam z Bielendy i chyba wyciągnę go z zakamarków bo wiosna tuż tuż :D
OdpowiedzUsuńKochana wzajemnie, Spokojnych i Radosnych Świąt :* a jeżeli chodzi o balsam,to nie znam :)
OdpowiedzUsuńMuszę zaopatrzyć się ten produkt :-) . I wzajemnie kochana :-)
OdpowiedzUsuńNie używam tego typu produktów.
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt :)
bardzo dawno temu gdy chodziłam do liceum to używałam balsamu brązującego w tubce z Kolastyny do ciała :) WESOŁYCH ŚWIĄT
OdpowiedzUsuńOoo zaciekawiłaś mnie...😊
OdpowiedzUsuńOoo, myślałam o tym samoopalaczu bo gdzieś już słyszałam pozytywne opinie na jego temat ;) Wesołych!
OdpowiedzUsuńZnam markę dla mnie za duże opakowania ;)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt - fajne słodziaki ;)
Bardzo lubię ten balsam w sumie jestem mu wierna już 4 lata ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję i wzajemnie dużo dobrego :*!
OdpowiedzUsuńMój blog ♥ Serdecznie zapraszam !
oj jak parafina w składzie to podziękuje
OdpowiedzUsuńwesołych świąt!
UsuńNie lubię balsamów samoopalających, bo mam zbyt jasną karnacje i efekt wychodzi tragiczny.
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt!
Zaczęła się wiosna to przyda się trochę koloru. :P
OdpowiedzUsuńnie za często sięgam po balsamy brązujące, ale w sumie powinnam bo straszny bladzioch ze mnie :) zawsze mam obawę przed brudzeniem, ubrań czy pościeli
OdpowiedzUsuńTo w sumie fajna sprawa, taki balsam :) ale jakoś takie kosmetyki mnie nie przekonują.
OdpowiedzUsuńMiałam go kiedyś, ale jednak u mnie z drogeryjnych balsamów brązujących najlepiej sprawdza się Dove :)
OdpowiedzUsuńBoję się używać takich kosmetyków, bo zawsze gdzieś coś nie do końca rozsmaruję. Leżeć plackiem na plaży też nie lubię :) Dobrze więc, że mam taką karnację, że słońce łapie mnie dosyć szybko od samego tylko chodzenia po słońcu. Prawdziwa opalenizna to to nie jest, ale też nie straszę bladością :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego :) Dla Ciebie i królików :))
OdpowiedzUsuńPrzetestowałam kilka samoopalaczy, ale zawsze boję się, że nie rozsmaruję dokładnie i powstaną mi gdzieś smugi. :(
OdpowiedzUsuńKrólisie nas rozczuliły, chciałybyśmy mieć takiego słodkiego modela do zdjęć :)
OdpowiedzUsuńAhhh opalenizna.... pomału trzeba się o nią zatroszczyć :)
ja z samoopalaczami miałam tyle nie miłych wspomnień, że nie używam ich i nie mam zamiaru;p
OdpowiedzUsuńSandicious
kiedyś go miałam nawet byłam zadowolona jako tako efektów brązu u siebie nie widziałam bo z natury mama ciemniejszą karnację więc dla mnie był słaby pod tym kontem ale jako sam sobie balsam był całkiem ok :)
OdpowiedzUsuńoj nie, produkt nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńrzeczywiście, fajna alternatywa dla osób które nie lubią się opalać. Robi się coraz cieplej, może się na niego skuszę a coby nie raziło ludzi (straszny bladzioch jestem) jak krótkie spodenki opanują ulicę:) :)
OdpowiedzUsuńOjej to twoje króliczki? Ale przesłodkie! :)
OdpowiedzUsuńEkstra sprawa! Ja w okresie zimowym starałam się chociaż raz na miesiąć posmarować całą skórę tego typu balsamem, akurat mam z sephory i polecam! :)
OdpowiedzUsuń